W pewnym momencie stwierdziłam, że nauka literek w ogóle nie działa, nie robi nic dobrego, że trzeba znaleźć coś lepszego, poszukać w internecie może czegoś co jej pomoże. I trafiłam na prof. Cieszyńską i czytanie sylabami. Zaczęłam czytać, szukać i oglądać co się da, aby przygotować się teoretycznie. No i w końcu, chociaż byłam bardzo niepewna stwierdziłam, że czas zacząć.
Samogłoski
Dla nas okazał się to żaden problem, wcześniejsza nauka nie poszła tak całkowicie w las i mała znała samogłoski oprócz E, Y i Ó. Ale bardzo szybko jej to poszło. Książeczka 1 całkowicie wystarczyła. Chociaż mała ciągle myliła E z Y, i to przez dość długi czas, przestała mylić może przy sylabach z S i Z. Gdy myliła, pomagały gesty - przy Y unosiłam ręce do góry i układałam usta tak, jak przy mówieniu Y, a przy literze E przeciągałam palec wzdłuż ust i układałam usta, jak przy mówieniu E.
Wyrazy dźwiękonaśladowcze.
No i tu się okazało, że największy problem to ja;P
Druga książeczka już nie poszła tak łatwo, bo za duże były
moje oczekiwania i niecierpliwiłam się, że Gabi nie pamięta tych wyrażeń
dźwiękonaśladowczych, które przecież są tak łatwe i oczywiste… Denerwowałam się, że powoli jej idzie i nie umie, już po pierwszym czytaniu książeczki ich sama przeczytać. Na szczęście szybko przyszło otrzeźwienie, że trzeba jej dać czas i wszystko powoli opanuje w swoim tempie, że jak tak dalej pójdzie, to daleko z tym czytaniem nie zajdziemy.
Później jak znalazłam serię „Moje sylabki” to mała się ich
nauczyła i czytała bez problemu.
To było tak naprawdę pierwsze zastosowanie metody p.Cieszyńskiej i na początku czułam się bardzo niepewnie:) Nie doczytałam, żeby najpierw nauczyć sylab otwartych, a potem dopiero zamkniętych, w efekcie Gabi wolała te zamknięte i otwarte po prostu czytała od tyłu. Natychmiast skupiłyśmy się tylko i wyłącznie na sylabach otwartych. Tutaj też moje oczekiwania były zbyt wielkie, bo oczekiwałam od niej na pierwszym czytaniu książeczki, że już zaliczy wszystkie 3 etapy na samym początku (etap I- powtarzanie, II – rozumienie, III – czytanie). Na szczęście nie udało mi się jej zniechęcić do czytania zanim zrozumiałam, że ma swoje własne tempo. Pracowałyśmy na "moich sylabkach"
I dokonałam wielkiego odkrycia;D Blogów mam, które uczą dzieci czytać i robią to inaczej niż w szkole:) Była to niesamowita pomoc, czerpałam z blogów pomysły i zaczęłam wymyślać swoje.
Pomoce z tamtego czasu w większości się gdzieś podziały, więc będzie bez zdjęć:) Mam nadzieję, że będzie wiadomo o co chodzi:)
Porobiłam pary z sylabami i grałyśmy w memory i piotrusia.
Bawiłyśmy się dużo z zakrętkami od butelek. Na różne sposoby. Napisałam sylaby na kartce i mała musiała zaznaczyć sylabę na kartce i szukać nakrętki w drugim pokoju. Bawiłyśmy się w takie "małe bingo". Sylaby leżały odwrócone na stole, miałyśmy różne sylaby na kartkach i losowałyśmy po kolei. Kto pierwszy wszystkie zbierze ten wygrywa. Układałyśmy też słowa z zakrętek.
To są nasze karteczki, o których mówiłam w pierwszym poście. Bardzo nam się przydały na początku nauki. To były pierwsze słowa Gabryni. Tam gdzie są kółeczka pod obrazkami, były miejsca na nakrętki, potem dopiero dorobiłam karteczki, które były bardziej poręczne:)
Na początku zawsze przy ćwiczeniach miałyśmy ze sobą naszą książkę Kocham czytać i jak był jakiś problem to kazałam znaleźć taką samą sylabę w książeczce albo mówiłam: "tu jest napisane tak, jak robił piesek jak zdmuchiwał piórko", albo "To jest tak, jak śpiewał marsjanin"
Poznawanie pierwszych kilku par sylab było najdłuższe, ale każda kolejna para przychodziła szybciej, niż poprzednia:)
I to właśnie były nasze najpierwsze początki:).
A w obserwatorach bardzo miło mi powitać Kasię i Zielone myśli:)
Aniu!
OdpowiedzUsuńMiło mi czytać:-) Ładnie pokolorowałyście:-)
Pisz dalej o każdym kroku, wszystkim rodzicom to jest bardzo potrzebne!
Dziękujemy:)
UsuńCzego nie zapomniałam to postaram się jeszcze kiedyś napisać:)
Pozdrawiam:)
Dziękuję Ci za ten post!
OdpowiedzUsuńNam brakuje systematyczności i pewnie dlatego nauka nie idzie do przodu.
Bawiłyście się codziennie?
Wiedziałam, że o czymś zapomniałam:) Nie napisałam jak często ćwiczymy!
UsuńBawiłyśmy się absolutnie nie codziennie. Nie było takiej możliwości. Studiuję w innym mieście, w domu jestem w weekendy. I w związku z tym udawało nam się ćwiczyć 2-3 razy w tygodniu, czasem raz, właśnie w weekendy. W tygodniu Gabi ma wolne;D Może to dziwne, ale często właśnie w tym czasie, jak mnie nie ma, w główce jej się wszystko układa i to co było trudne tydzień wcześniej, już trudne nie jest:) I na pewno nikt z nią nie ćwiczy:)
Pozdrawiam:)
Dzięki za odpowiedź :-)
UsuńMogłabyś podać do siebie namiar mailowy? ewentualnie napisać bezpośrednio do mnie?